Niektórzy żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej w okupowanym Iraku znęcali się nad jeńcami - wynika z wewnętrznych dokumentów Pentagonu ujawnionych dzięki staraniom Amerykańskiej
Wtorek, 15 kwietnia 2003 (12:00) Żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej weszli do bagdadzkiego hotelu Palestyna, zajmowanego przez zagranicznych dziennikarzy relacjonujących wojnę z Irakiem. Marines szukali tam bojowników wiernych Saddamowi Husajnowi. Wg AP zatrzymano 4 Irakijczyków. Associated Press pisze, że marines przeszukali pokoje na 16. i 17. piętrze, gdzie mieszczą się biura amerykańskiej sieci CNN, a także ekip telewizyjnych z Turcji i Japonii. Drzwi do jednego z pokoi wyłamali kopniakiem. W stronę dziennikarzy leżących na łóżkach wycelowali broń. Sierżant Jose Guillen z piechoty morskiej potwierdził doniesienia AP. Według wywiadu ten budynek nie był w 100 procentach bezpieczny, chociaż nie było stamtąd żadnych strzałów ani niczego podobnego - powiedział. Według AP, w hotelu zatrzymano co najmniej 4 Irakijczyków, którzy nie mieli odpowiednich dowodów tożsamości. W zeszłym tygodniu w amerykańskim ostrzale hotelu zginęło 2 dziennikarzy - Ukrainiec Taras Protsyuk z ekipy Reutera i operator hiszpańskiej stacji Telecino, Jose Couso. Amerykanie powiedzieli, że otworzyli ogień po ostrzale ich pozycji z jednego z wyższych pięter hotelu. Dziennikarze zapewniali, że z budynku nikt nie strzelał. foto RMF Bagdad 12:00
marines » żołnierze amerykańska piechoty morskiej. marines » żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej. marines » żołnierze lub żołnierz należący do tych oddziałów. marines » żołnierze piechoty morskiej. marines » USA, wojskowość. marines » amerykańska piechota morska. marines » żołnierze piechoty morskiej USAWilly Joseph Cancel, były żołnierz piechoty morskiej USA, walczący na Ukrainie przeciwko Rosjanom jako ochotnik, zginął w poniedziałek w trakcie działań wojennych – poinformowała w piątek jego rodzina. To pierwszy Amerykanin poległy w trakcie wojny Rosji z Ukrainą. Sondaż na Ukrainie. Prezydent Duda liderem rankingu
Po kapitulacji Włoch 8 września 1943 roku nie wszyscy cieszyli się z zawieszenia broni. 21-letni wówczas William Cremonini wspomina wydarzenia 8 września tak: „Byłem oburzony. Zrobiono rzecz haniebną!”. Krótko po utworzeniu republiki wstąpił wraz z kolegami z kampanii w Afryce do brygady młodych faszystów „Bir el Gubi”. Tak uważało i tak postąpiło wielu młodych Włochów, młodziutki Roberto Vivarelli roku po upadku Duce poszedł śladem brata do jednego z batalionów Decima MAS. 17-letni Antonio Cucciati wstąpił do armii Salò przekonany, że jest to sprawa honoru. Pisał o tym tak: „Kiedy człowiek honoru bierze udział w wojnie, powinien pozostać po tej samej stronie, po której ją zaczął. Dla nas 8 września był czarnym dniem w historii kraju”. Trzeba zważyć na skład socjologiczny nowej armii włoskiej. Jeżeli chodzi o kadrę oficerską, zawodowi oficerowie Armii Królewskiej odznaczali się lojalnością wobec króla, a tym samym wobec południowego rządu Pietra Badoglio. Natomiast oficerowie powołani do służby wojskowej w czasie wojny wykazywali bardziej profaszystowskie postawy. Podobnie było z szeregowcami i podoficerami. O ile rezerwiści powołani pod broń w 1943 roku, a także żołnierze z jednostek okupacyjnych w basenie Morza Śródziemnego opowiedzieli się po stronie aliantów, o tyle żołnierze frontowi i weterani (resztki 8. Armii Włoskiej z Rosji, weterani z Afryki i Bałkanów) opowiadali się po stronie nowego rządu Mussoliniego. Głównym trzonem regularnej armii RSI były cztery dywizje piechoty. Armię tę wykorzystywano głównie do walki z posuwającą się naprzód partyzantką Tity i ochrony granic z Francją. Jej trzon stanowiła 1. Dywizja Bersalierów (1a Divisione Bersaglieri „Italia”), 2. Dywizja Grenadierów (2a Div. Granatieri „Littorio”), 3. Dywizja Piechoty Morskiej (3a Div. di Fanteria di Marina „San Marco”) i 4. Dywizja Alpejska (4a Div. Alpina „Monte Rosa”). Dywizje szkolono i wyposażono w Niemczech według pruskiego drylu i niemieckiej organizacji. Każda składała się z dwóch pułków piechoty, pułku artylerii i jednostek broni i służb. Sformowano je głównie z powołanych roczników 1924–1925. Rekrutów zgromadzono w Vercelli, a następnie przetransportowano do Niemiec. Dywizję „San Marco” szkolono w okolicach Grafenwöhr, „Monte Rosa” – w Münsingen, „Italia” – w Henbergu, a „Littorio” – w Sennelager. Każda z nich miała mieć stan 15–20 tysięcy żołnierzy, natomiast szkolenie miało trwać około sześć miesięcy. Po czterech miesiącach miano przystąpić do szkolenia kolejnych czterech jednostek bojowych. Sprowadzane były do Włoch w kilku rzutach od czerwca do grudnia 1944 roku, w późniejszym okresie sformowano z nich Armię „Liguria”. Z armii tej 1. Dywizja walczyła na pierwszej linii w składzie niemieckiego LI korpusu, który wchodził w skład 14. Armii. Alpejska Dywizja „Monte Rosa” była pierwszą dywizyjną częścią nowej włoskiej Armii Republikańskiej, która narodziła się 16 października 1943, kiedy to podpisano protokół z Rastenburga. Na jego mocy zezwolono marszałkowi Grazianiemu utworzyć cztery włoskie dywizje liczące ludzi. 19% żołnierzy dywizji „Monte Rosa” było byłymi żołnierzami armii królewskiej, schwytanej przez Niemców po 8 września. Ochotnicy ci objawiali poglądy czysto faszystowskie lub żywili uczucia antyalianckie i nie mogli się przemóc, aby teraz, po trzech latach walczyć u boku niedawnych wrogów. Formowanie i natychmiastowy trening rozpoczął się już w grudniu, a końca dobiegł w lipcu 1944 roku. Tego samego miesiąca, kiedy zakończyło się szkolenie, dywizję natychmiast przetransportowano na front włoski. Chociaż „Monte Rosa” oficjalnie była dywizja alpejską, poszczególne oddziały nigdy nie przechodziły treningu walki w górach. Niemniej jednak, kursy i treningi były intensywne i wymagające, a prowadzili je najlepsi aktualnie dostępni instruktorzy armii niemieckiej. Pietro Badoglio Dywizja „Monte Rosa”, która dowodził generał Mario Carloni, była jednostką w pełni sił, dobrze wyszkoloną i porządnie wyposażoną, a jej żołnierze byli chętni dla walki. Dywizja miała dwa pułki piechoty (1. alpejski, pod dowództwem pułkownika A. Farinacciego; 2. alpejski pod dowództwem pułkownika Manfrediniego), pułk artylerii (pod dowództwem pułkownika Bindy) oraz jednostki zapasowe i wsparcia. Łącznie ta jednostka górska liczyła około żołnierzy (włączając 30 kobiet ze służby pomocniczej). 4. Dywizja Alpejska „Monte Rosa” Dowództwo Dywizji: 23. batalion „Fimme Rosse” (czerwone płomienie) 1. pułk alpini „Monte Rosa” batalion „Aosta” (nazwa miasta) batalion „Intra” batalion „Bassano” kolumna zaopatrzeniowa z mułami 101. kompania przeciwpancerna 2. pułk alpini „Monte Rosa” batalion „Brescia” Batalion „Morbegno” Batalion „Tirano” kolumna zaopatrzeniowa z mułami 102. kompania przeciwpancerna 101. batalion specjalny „Ivrea” 1. pułk artylerii „Monte Rosa” 1. batalion art. „Aosta” 2. batalion art. „Bergamo” 3. batalion art. „Verona” (później przemianowany na „Vicenza”) 4. batalion art. „Mantova” 1. batalion inżynieryjno-komunikacyjny 1. batalion szturmowy saperów 1. batalion transportowy 1. kompania medyczna 101. kompania medyczna 1. sekcja transportu medycznego 1. sekcja rzeźników 1. sekcja piekarzy 1. kompania logistyczna 1. kompania weterynaryjna 1. kompania żandarmerii polowej Na wyposażeniu dywizji znajdowało się 1500 pistoletów maszynowych i ręcznych karabinów (włoskie FIAT-y i niemieckie MP 40), 1000 karabinów maszynowych (głównie MG 42), 50 moździerzy kalibru 80 milimetrów, 36 haubic (75 mm/13 mm), 12 haubic 105 mm/17, trzy działa polowe (75 mm/27), 21 lekkich dział piechoty (75 milimetrów), 12 dział przeciwpancernych (75/40 PAK), 36 Panzerschrecków, 144 Panzerfausty, 12 dział przeciwlotniczych (20 milimetrów), 24 miotaczy ognia i sześć samochodów opancerzonych. Ogólnie biorąc, na papierze była to prawdopodobnie najpotężniejsza włoska dywizja piechoty, która brała udział w II wojnie światowej. Część artylerii (z wyjątkiem niemieckich 75/40 PAK) była nieco przestarzała, ale nadal nadawała się do walki w górzystym i trudno dostępnym terenie północnych Włoch. Od lipca do października 1944 roku dywizja „Monte Rosa” była częścią „Armii Liguria”, która pod dowództwem Grazianiego operowała w północno-zachodnich Włoszech. Wraz z innymi jednostkami niemieckimi i włoskimi z armii regularnej oraz jednostkami nieregularnymi prowadziła działania antypartyzanckie, co spowodowało upadek morale i zapału do walki. Dezercje stały się powszechnym i bolesnym problemem armii republikańskiej. Jeden z batalionów – „Vestone” – po prostu się rozszedł. Frustrację żołnierzy RSI pogłębiała nieufność i ignorancja, z jaką odnosili się do nich Niemcy, którzy jakoś nie mogli się przemóc i zaufać Włochom jeszcze raz. Często rekwirowali uzbrojenie przeznaczone dla włoskich oddziałów, a i nie wszyscy cywile patrzyli przyjaznym okiem na nową włoską armię. W dodatku ochotnicy do armii RSI nie mogli liczyć na jakiekolwiek współczucie lub normalne traktowanie, kiedy dostali się w ręce partyzantów, jedyne co ich czekało, to śmierć. Sytuacja ta powodowała, że wielu żołnierzy decydowało się na dezercję. Co ciekawe, kiedy pod koniec października wysłano dywizję na front w Apeninach, liczba dezercji zmalała, a w żołnierzy wstąpił nowy duch bojowy. Prawie połowa Dywizji „Monte Rosa” została wysłana na przyczółek Garfagnana. Utworzono z tej części jednostki Grupę Bojową „Fretter-Pico”, która wraz ze 148. Dywizją Piechoty wzięła udział w operacji „Wintergewitter”. Druga połowa dywizji osłaniała tyły i pełniła obowiązki garnizonowe. Przygotowania obu stron 20 października 1944 roku, podczas rozmowy z generałem Mariem Carlonim, dowódcą dywizji „Monte Rosa”, niemiecki generał-major Walter Jost, dowódca 42. Dywizji Strzelców (42. Jäger Division) przedstawił plan ograniczonej ofensywy w zachodnim sektorze Linii Gotów. Obaj dowódcy ustalili szczegóły operacji i przedłożyli plan feldmarszałkowi Albertowi Kesellringowi, Mussoliniemu i Naczelnemu Dowództwu Armii Republikańskiej w październiku 1944 roku. Plan zakładał silną ograniczoną ofensywę przeciw wysuniętemu (zachodniemu) skrzydłu 5. Armii Stanów Zjednoczonych. Natarcie miało być przeprowadzone w regionie Garfagnany, trudnym górskim terenie między Emilią i Toskanią. Atak miały przeprowadzić siły liczące żołnierzy w dwóch włoskich i jednej niemieckiej dywizji z wsparciem czołgów, artylerii i lotnictwa. Plan zakładał, że po przedarciu się przez amerykańskie linie nastąpi zwrot ku miastom Lucca i Piza oraz szybki marsz w kierunku strategicznie ważnego portu w Livorno (Leighorn). Ofensywa miała na celu odcięcie 5. Armii od źródła zaopatrzenia, tym samym zmuszając aliantów, by wycofali część sił z centralnego i wschodniego sektora przedniego działań wojennych. Tym samym miała nie dojść do skutku aliancka ofensywa w najbardziej krytycznym dla sił Osi rejonie Ravenna–Bolonia. Był to teren operowania 8. Armii Brytyjskiej, a jeśli ofensywa by się powiodła, niemieckie siły mogłyby bronić swoich pozycji dużo mniejszymi siłami, wykorzystując dogodny teren. Mussolini i marszałek Graziani, głównodowodzący republikańskich sił zbrojnych, dla oczywistego wzmocnienia morale i propagandy ciepło poparli plan w oryginalnej, szerokiej wersji. W 1944 roku głośny sukces odniesiony głównie dzięki włoskim oddziałom nie byłby bez znaczenia dla prestiżu Duce i jego nowej armii, a tym samym podkopałby znaczenie jego oponentów na południu Włoch. Kiedy jednak plan przedstawiono sztabowi oficerów z dywizji generała Ottona Frettera-Pico, uległ drastycznym zmianom dyktowanym przez gorzką rzeczywistość i sytuację operacyjna sił Osi. Pierwszy projekty nazywany „Dużym” okazał się mrzonką. Z trzech dywizji przeznaczonych do ofensywy dywizja „Italia” musiała zostać przerzucona, tylko 50% z dywizji „Monte Rosa” było osiągalne, a niemiecka 148. Dywizja Piechoty była w słabiej formie. Do dyspozycji nie było odpowiedniej liczby czołgów ani samolotów, nie mówiąc o zapasach paliwa. Do planowanej operacji można było przeznaczyć dodatkowo tylko kilka niemieckich baterii artylerii. Ponadto należy zauważyć, że jakakolwiek próba przerzucenie większych sił pancernych czy wzmocnienia stacjonujących tam sił dodatkowymi jednostkami piechoty zostałby natychmiast wykryta przez aliancki zwiad lub partyzantów. Nie mówiąc już o tym, że koncentracja zostałaby od razu wykryta przez lotnictwo sprzymierzonych. Generałowie Carloni i Otto Fretter-Pico (dowódca 148. Dywizji Piechoty, zastąpił generała Ottona Schönherra w sierpniu 1944 roku) radykalnie zmodyfikowali plan i zaproponowali ograniczony miejscowy atak na wąskim przedpolu, który skąpe siły mogłyby wyprowadzić bez przysyłania nadmiernych wzmocnień. Celem ofensywy byłoby wzmocnienie pozycji obronnych Osi w rejonie Garfagnany, odrzucenie siły amerykańskich na drugą linię obrony, zapobieżenie wykorzystaniu tych sił do ofensywy na innych odcinakach frontu i zdobycie zapasów broni, prowiantu, amunicji i materiałów wojennych dla wzmocnienia armii republikańskiej. Poprawiony plan przyjęto, tym samym rozpoczęły się przygotowania. Atak miał został przeprowadzony na pozycje amerykańskiej linii frontu między Monte Pania Secca (zachodni brzeg rzeki) a miastem Sommocolonia (wschodni brzeg rzeki Serchio), 20 kilometrów w głąb pozycji wroga. Fretter-Pico był głównym dowódcą, Carloni przejął dowodzenie w polu. Siły liczące 4600 żołnierzy z dywizji „Monte Rosa” i 148. Dywizji Piechoty zostały podzielone na trzy kolumny Pierwsza składała się z batalionu alpejskiego „Intra”; 1. pułku alpini wraz ze sztabem pułku; Grupy Bojowej „Cadelo” wzmocnionej kompanią z dywizji „Italia”, 2. batalionu, 6. pułku piechoty morskiej z Dywizji „San Marco”, 1. batalionu, niemieckiego 285. pułku grenadierów (druga część pułku przy drugiej kolumnie). W drugiej kolumnie znajdował się batalion alpejski „Brescia” i 2. batalion 285. pułku grenadierów. Trzecia kolumna natomiast składała się ze specjalnego batalionu górskiego „Mittenwald” i batalionu karabinów maszynowych „Kesselring”. Wsparcie miała zapewnić artyleria licząca 80 dział polowych oraz dodatkowe niemieckie baterie złożone z działa 150 milimetrów, trzech dział 105 milimetrów, dwóch dział 75 milimetrów i działa 88 milimetrów. Dodatkowo należy doliczyć sporą liczbę ciężkich i lekkich moździerzy. Otto Fretter-Pico Najlepszymi, najlepiej wyposażonymi i najbardziej doświadczonymi jednostkami były bataliony niemieckie z trzeciej kolumny pochodzące ze 148. Dywizji Piechoty, a we włoskich źródłach nazywane „specjalnymi”. Te jednostki zostały dobrze wytrenowane i wyposażone do walki jako szybkie oddziały szturmowe. Niewesoło przedstawiały się za to dwa bataliony z 285. pułku grenadierów. Większość żołnierzy pochodziła z Alzacji i została przymusowo włączona w skład Wehrmachtu po kampanii 1940 roku i niemieckiej aneksji ich rodzinnych stron. Tempo dezercji było wysokie i od 26 do 27 listopada włoskie pułki alpejskie wysłano, by udaremnić trochę ten proceder. Pierwsza kolumna miała za zadanie uderzyć na siły amerykańskie jako pierwsza na prawej flance i zająć pierwszą linię obrony oraz miasta Vergemoli i Calomini. Druga, centralna kolumna podeszła na lewej i prawej stronie rzeki Serchio, by frontalnym atakiem przedzierać się przez amerykańską obronę i zmierzać do zajęcia obszaru wraz z miastami Gallicano, Treppignana i di Fornaci Barga. Trzecia kolumna natomiast, licząca 1500 żołnierzy, miała atakować na lewej flance. Uderzenie to miało być najważniejsze. Siły te miały zajść Amerykanów od flanki, szybko zająć Sommocolonię i prowadzić dalej natarcie na Barga–di Fornali, Barga–Pian di Coreglia, dokładnie 8 kilometrów od linii wyjściowych. Dowództwo wojsk Osi robiło co mogło, aby ukryć ruch oddziałów i artylerii i rozsiewało fałszywe pogłoski o możliwej ofensywie włosko-niemieckiej w dolinie Serchio. Dowództwo grało na czas, niemieccy i włoscy oficerowie wiedzieli, że i partyzanci, i wywiad aliancki prędzej czy później dowie się, jakie są główne założenia ataku. Niesprecyzowane informacje dotarły do IV Korpusu USA, w tym 92. Dywizji Piechoty „Buffalo”. Co ciekawe dywizja ta składała się z czarnoskórych żołnierzy pod dowództwem białych oficerów. Amerykańskie oddziały trzymające linię Sommocolonia–Secca Pania rozstawiono frontalnie do przeciwnika. Ataku oczekiwano 10 grudnia. Żołnierze „Buffalo” kopali nowe rowy, stawiali zapory z drutu kolczastego i punkty oporu z ckm-ami, kładli pola minowe, aby wzmocnić obronę.. Zdarzyło się jednak tak, że dowództwo IV Korpusu też zaplanowało bożonarodzeniowy atak, który miał się zacząć 25 grudnia o godzinie Jako że 10 grudnia atak włosko-niemiecki nie nastąpił, dowódca 92. Dywizji, generał Edward M. Almond, wydał rozkaz podlegającym mu oddziałom, aby przygotować się do ataku. Z braku ataku Osi wyciągnął mylny wniosek, że siły przeciwnika nie są już zdolne do jakichkolwiek działań ofensywnych lub nawet zaczepnych. Tym samym żołnierze amerykańscy w dniu ofensywy byli gotowi nie do obrony, ale do ataku, co przyczyniło się do ich późniejszej klęski. Bitwa W ostatniej chwili dowództwo niemiecko-włoskie zmieniło termin ataku na 25–26 grudnia. Poza tym wszystkie jednostki były gotowe. O godzinie dnia 26 grudnia 1944 roku elementy dwóch niemieckich batalionów z trzeciej kolumny ruszyły do ataku. Zaczęły powoli wychodzić z ciemności i nagle zaatakowały niespodziewający się natarcia garnizon Sommocolonii (część kompanii F 2. batalionu 366. pułku piechoty i siły partyzantów). Jedni autorzy twierdzą, że opór był twardy ale szybko został złamany, inni mówią, że walki trwały cały dzień, a atakujący zostali zmuszeni prosić o wsparcie artylerii. Druga wersja wydaje się bardziej prawdopodobna. Faktem jest, że walki były bardzo zacięte, ponieważ kiedy Niemcy w końcu zupełnie zajęli miasto, tylko 18 obrońców zdołało się przebić i wycofać. Rano 27 grudnia 200 żołnierzy batalionu „Mittenwald” zdobyło amerykańskie pozycje w Bebbio i Scarpello, wsiach na południe od Sommocolonii bronionych przez oddział zwiadu 92. Dywizji, który wycofał się pod naporem wroga do Coreglii. O godzinie siły niemieckie zaatakowały Bargę i jej garnizon, który stanowiła część 2. batalionu i elementy 366. pułku piechoty. W tym miejscu również wybuchły zacięte starcia i miasto padło dopiero po całodziennych walkach. Tymczasem moździerze otworzyły ogień wzdłuż całego frontu i kolejne dwie kolumny uderzeniowe zaczęły poruszać się naprzód. W centrum kolumna uderzeniowa w dolinie Serchio (na wschód od rzeki Serchio) złożona z dwóch niemieckich batalionów grenadierów wraz z włoskim batalionem alpejskim „Brescia” kierowała się na zachód rzeki. Siły te pokonały słaby początkowy opór. Siły amerykańskie trochę pochopnie się wycofywały i napastnicy zajęli Fornaci prawie bez walki; co ciekawe, najlepiej walczył tu batalion włoski, natomiast dwa niemieckie bataliony ciężko skrytykowano za „ospałe, niezdecydowane zachowanie”. Zupełnie włoska pierwsza kolumna stanęła wobec bardziej energicznej i lepiej zorganizowanej obrony. Jednostki z dywizji „San Marco” nie miały żadnych problemów z zajęciem wsi Molazzano i daleko wyrzuciła obrońców, ale pułkowa kompania dowodzenia z jedną kompanią szturmową poniosły dotkliwe straty i nie mogły zająć wsi Brucciano. Grupa „Adelo” wsparta przez batalion „Intra”, który zaangażował nieprzyjaciela w obronę przed małymi, ale częstymi atakami dywersyjnym, zajęły Calomini, jednak Vergemoli, gdzie zgromadziły się siły 370. pułku piechoty i trochę grup partyzanckich, stanowiło twardy orzech do zgryzienia. Spore pole minowe, ostrzał artyleryjski i intensywny ostrzał karabinów maszynowy oraz twarda obrona zatrzymały atak włoskich jednostek i spowodowały ciężkie straty. Jak się wkrótce okazało, nawet intensywny ostrzał niemieckiej i włoskiej artylerii nie pomógł w skruszeniu amerykańskiego oporu. Wieczorem 26 grudnia miasto nadal było w rękach amerykańskich i Cadelo wstrzymał atak, ponieważ cała linia obrony dookoła miasta powoli kruszyła się. Vergemoli mogłoby zostać zatem otoczone, a jednostki broniące miasta – odizolowane i zniszczone. Amerykanie jednak zauważyli niebezpieczeństwo i w końcu wycofali się. W Vergemoli pozostali tylko włoscy partyzanci jako siły osłonowe. Dnia 27 grudnia miniofensywa była faktem. Mało tego, okazała się nadzwyczajnym sukcesem. Rano niemiecka kolumna weszła do di Pian Coreglia, a patrole, które poszły naprzód, niedługo dotarły do odległej wisi Calavorno, zajmując ją i donosząc, że wróg nadal się wycofuje. Inne kolumny też dotarły do celów, cała amerykańska dywizja powoli się cofała, a tym samym został pokonana. Do niewoli dostało się stu żołnierzy. Zdobyto kilka browningów kalibru 12,7 milimetra, moździerzy i działek przeciwpancernych, jedzenie i różne materiały wojenne. Siły atakujące zdobyły teren o szerokości 20 kilometrów i wbiły się na osiem kilometrów w głąb linii alianckich. Trudno oszacować straty włosko-niemieckie, źródła nie podają konkretnej liczby. W kolumnie lewej i w centrum najprawdopodobniej starty były bez znaczenia; najcięższe straty poniosły siły atakujące na lewej flance ponieważ wyniosły 70–80 zabitych i ciężko rannych. Co do amerykańskiej 92. Dywizji Piechoty „Buffalo”, liczba zabitych, stracony teren i jeńcy dowodzą jej przegranej. Z drugiej strony niewielkie straty dowodzą, że większość jednostki zdołała się wycofać. Prawdą jest też, że dla sił „Osi”, które operowały małymi pieszymi grupami w trudno dostępnym górskim terenie, pod groźbą ciągłych nalotów, niektóre zadania postanowione przed nimi (szybkie rozbicie przeciwnika, okrążenie go i zniszczenie) okazały się zbyt ambitne. Z drugiej strony amerykańskie jednostki nie przygotowały należytego oporu, często wycofywały się w panice, mało tego – w zupełnej dezorganizacji, ponieważ mieszkańcy cywilni Gallicano stanęli po stronie żołnierzy z północnych Włoch, utrudniając działania aliantów. Odpowiedzialnością za klęskę dowódca 5. Armii USA, generał Mark Clark, obarczył naczelne dowództwo dywizji, nie czarnych żołnierzy ani większość dowódców plutonów, kompanii i batalionów. Silny nocny atak zaskoczył obrońców. W wielu miejscach żołnierze walczyli mężnie, zresztą wielu czarnoskórych żołnierzy i podoficerów zostało odznaczonych. W opinii włoskich i niemieckich oficerów, amerykańscy czarnoskórzy żołnierze nie byli w ataku zbyt agresywni, ale musieli przyznać, że w czasie obrony udowodnili swoje męstwo, upór i dobre wyszkolenie. Zresztą w czasie walk w październiku i listopadzie w czasie ataków na linie Gotów żołnierze z „Buffalo” walczyli dosyć dobrze. Niestety dla całej amerykańskiej dywizji, pierwszymi, którzy spanikowali, byli generał Almond i pułkownik Sherman – i to zaraz po wydarzeniach w Garfagnanie. Mało tego, w raporcie złożonym dowódcy armii próbowali bezwstydnie zrzucić całą winę na żołnierzy i dowódców poszczególnych pododdziałów, pisząc, że ich powolna reakcja i nieudolność były główną przyczyną amerykańskiej klęski. Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że alianci nie doceniali morale i zapału bojowego żołnierzy z Dywizji „Monte Rosa” i innych jednostek armii RSI. W środku grudnia kontrwywiad US Army stwierdził, że „morale w Dywizji [Monte Rosa] jest bardzo niskie”. Prawdą jest, że włoskie jednostki nie miały najnowocześniejszego uzbrojenia i borykały się z pewnymi kłopotami logistycznymi, a także z niskim morale, ale dywizji daleko było do załamania. Amerykanów dotknął również normalny pech. We wszystkich miejscach, gdzie saperzy zaminowali mosty i przełęcze, żaden z ładunków nie eksplodował. Od 27 do 30 grudnia 1944 roku samoloty aliantów prowadziły ciągłe naloty na pozycje włosko-niemieckie w miejscach, gdzie prawdopodobnie mogło dojść do koncentracji sił i rozwinięcia natarcia. Niestety został również zbombardowany szpital w Camporgiano, gdzie zginęło wielu rannych Niemców, Włochów i Amerykanów. Siły Osi dysponowały zbyt małą liczbą dział kalibru 20 i 88 milimetrów, aby przeciwstawić się tym nalotom, nie mówiąc już o lotnictwie jako całości. Po bitwie… Trzeba szczerze powiedzieć, że osiągnięto wszystkie ograniczone cele ofensywy. Amerykańska dywizja został taktycznie pokonana. Spora część rezerw 5. Armii została natychmiast rzucona w wyłom. Siły Włoskiej Republiki Socjalnej zostały wzmocnione przez ten niewielki sukces i nabrały nowego wigoru i ochoty do walki. Oczywiście żołnierze włoscy sprawnie i z wielką odwagą walczyli z aliantami i nie zanotowano żadnych ekscesów czy doraźnych egzekucji amerykańskich jeńców. Sprawa miała się zupełnie inaczej jeśli chodzi o partyzantów. Jeden z niemieckich oficerów zauważył, że tym dzielniej i z większą werwą walczą jego włoscy sojusznicy, im bardziej mogą oni liczyć na rozbicie, a raczej zmasakrowanie włoskich partyzantów. Żołnierze i włoscy, i niemieccy zobaczyli, że nawet pod koniec wojny można było aliantów pokonać przy odpowiednim dowodzeniu i zaplanowaniu ataku. Ich siły zyskały znacznie lepszą linię obrony na zachodzie Apeninów – nowa linia nie została sforsowana do kwietnia 1945 roku! Bibliografia: Atkinson R., The Day of Battle: The War in Sicily and Italy, 1943-1944, London 2008 Brooks T. R., The War North of Rome (June 1944-May 1945). Cambridge 2003 Corvaja S., Hitler i Mussolini, Warszawa 2004 Dąbrowski R., Sto dni Mussoliniego, Warszawa 2002 Graham D., S. Bidwell., Tug Of War: The Battle For Italy 1943–1945 , Barnsley 2004 Holland J., Piekło Italii. Kampania włoska 1944–45. Od Monte Cassino do kapitulacji, Warszawa 2008 Hoyt E. P., Backwater War. The Allied Campaign in Italy, 1943-45. Mechanicsburg 2007 Jovett P., Andrew S., The Italia Army 1940-45 (3) Italy 1943-45. London 2001 Jurado C. C., Lyles K., Foreign volunteers of the wehrmacht 1941-45, Oxford 1999 Lamb R., War In Italy, 1943-1945. A brutal story, bmw. 1996 Oland D. D., North Apennines 1944-1945. CMH Online Bookshelves: WWII Campaigns. US Army Center of Military History. CMH Pub 72-34. Orgill D., The Gothic Line (The Autumn Campaign in Italy 1944). London 1967 Trey R., Żołnierze Mussoliniego, Warszawa 2000
- Բиቇутሥфи ጵуπω ሻυդиζу
- Лиψад ቀቢдриմоኢ
- Σէβури ኚռиժ
- Ωсрθγоձоμո осո орο ζоνեվ
- Оկоշ иծ оպомюрух
Najpierw dwie mile czołgania się przez wąskie i ciemne tunele, mokre bagna, gęste lasy i rwące potoki. Później cztery mile szybkiego biegu do obozu. Nie ma czasu na głębszy oddech. Wszystko to z ważącym prawie 30 kilogramów ekwipunkiem na plecach i bronią w rękach. Dobiegłeś? To nie wszystko, teraz czas na test celności. 6 strzałów z 10 oddanych musi trafić wprost do celu. To rozkaz. Limit czasu? 72 minuty. Tak wygląda jeden z wielu testów, które muszą przejść kandydaci na prawdziwych marines. Kolejny będzie test... Tarzana. Podstawowy trening marines łączy w sobie ćwiczenia z ciężarami z biegiem i intensywną gimnastyką. Taki zestaw pozwala spalić nie tylko kilogramy tłuszczu i zbudować silne mięśnie, ale jak wskazują sami wojskowi instruktorzy, buduję psychikę jak ze stali. A w wojsku odporność na ból, strach i stres - jest na wagę złota. Dlaczego? Pierwsze 48 godzin kadeci spędzą bez ani jednej minuty na sen i odpoczynek. Zaraz po wyjściu z autobusu otrzymają uniformy i stracą wszystkie włosy. Później czasu na regenerację będzie więcej, ale wszystkie ćwiczenia sportowe i wykłady zaczynają się albo późno w nocy albo wczesnym rankiem. Podstawowy okres przygotowawczy trwa zaledwie 12 tygodni, po tym czasie można już otrzymać status marines i miejsce w rezerwie korpusu piechoty morskiej (Marine Corps). Od tej pory każdy marine może ubiegać się o miejsce w jednej ze specjalnych szkół wojskowych, które są w całych Stanach Zjednoczonych. Bez dyplomu z takiej uczelni kariery w armii nie zrobi nikt, bo to wymóg podstawowy. Dopiero po ostatnich egzaminach żołnierze mogą starać się o przyjęcie do jednostek specjalnych, takich jak marynarka wojenna NAVY Seals, czy Special Forces. Ponad 70-dniowy kurs podzielony jest na kilka etapów, takich jak między innymi: opanowanie podstawowego zachowania w wojsku, przygotowanie fizyczne, trening pływacki oraz obsługa broni. W całych Stanach Zjednoczonych są tylko dwa miejsca, które twierdzą, że zrobią prawdziwego mężczyznę z każdego. - Nawet z kobiety - tak uważa Rod Powers, ekspert wojskowy. Jest to centrum rekrutacyjne w Parris Island w Południowej Karolinie oraz centrum treningowe w San Diego w Kalifornii. Chętni nie wybierają sobie miejsca treningu - trafiają do odpowiedniego w zależności od miejsca zamieszkania. Rocznie w Parris Island kurs kończy 17 tysięcy żołnierzy piechoty. Z kolei w San Diego tytuł marines zdobywa 21 tysięcy osób. Średnia wieku trenujących w obu centrach treningowych to odrobinę ponad 19 lat w przypadku mężczyzn i kobiet. W obu miejscach trening jest identyczny. Co musisz mieć ze sobą? Na dobrą sprawę... nic. Wojsko wymaga jedynie podstawowych dokumentów, takich jak dowód osobisty, prawo jazdy i ubezpieczenie zdrowotne. Poza tym wystarczą ubrania, które masz na sobie. Tak trenuje się w amerykańskim wojsku Przygoda z wojskiem zaczyna się od prostego testu. Chętni muszą wykonać trzy proste ćwiczenia: podciągnięcia na drążku, brzuszki oraz bieg. Test IST (Initial Strength Test) wymaga przynajmniej dwóch pełnych podciągnięć, zrobienia 44 brzuszków w ciągu 2 minut oraz przebiegnięcia 1,5 mili, czyli 2,4 kilometra w ciągu 15 minut. Dla kobiet przygotowana jest delikatna modyfikacja testu, zamiast podciągnięć muszą one odpowiednio długo wisieć na drążku. Mają też trochę więcej czasu na ukończenie biegu. Brzmi to banalnie? Nie łudź się, dostać się do marines nie jest jednak tak łatwo. Spełnienie minimalnych wymagań nie gwarantuje niestety miejsca na kursach. Za wszystkie elementy przyznawane są punkty i to od nich zależy ostateczny werdykt komisji. To jednak nie wszystko - nawet wysoki rezultat może nie wystarczyć. Wojsko wymaga również odpowiedniej wagi i wskaźnika tłuszczu w organizmie. By wypaść na testach dobrze, radzimy zacząć przygotowania zdecydowanie wcześniej i rygorystycznie przestrzegać pełnowartościowej diety - radzą zdawkowo twórcy testów dla armii w oficjalnym poradniku dla kadetów. Na następnej stronie przeczytasz, jak przygotować się do testów dla marinesCzy przewyższała liczebnie inne dywizje piechoty? Jeśli nie, to zapraszamy do obejrzenia bardzo ciekawej wizualizacji przedstawiającej skład niemieckiej dywizji piechoty z lat 1939/1940. Siła niemieckich dywizji piechoty ulegała dużej fluktuacji wraz z biegiem wojny, to jednak etatowy stan pierwszych dywizji był stosunkowo stały.
Żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej słyną jako twardziele nielękający się żadnych wyzwań. Ale ta grupa marines nie była gotowa na przeciwnika, jakiego spotkali w czasie manewrów w Norwegii, najgorszego, bezlitosnego przeciwnika, na którego nie ma mocnych... Na tę historię natrafiliśmy na 9gagu. Marines brali udział w grze wojennej zorganizowanej w Trondheim w Norwegii, a wraz z nimi sojusznicy z innych krajów NATO, między innymi Duńczycy, Niemcy itd. Ćwiczenia dotyczyły walki w mieście, ale nie obejmowały starć ogniowych, nawet symulowanych. Głównie ćwiczenia sztabowe, a dla żołnierzy manewrowanie i taktyka miejska. Żołnierze mieszkali w namiotach rozstawionych na boisku jednej ze szkół podstawowych. Mimo że były to ćwiczenia w mieście, obowiązywały zasady jak na poligonie czy polu walki - żołnierze poruszali się w pełnym bojowym wyposażeniu i zawsze z bronią. Dodać należy, że wszystko to się wydarzyło w lutym... W Norwegii... Mówiąc ogólnie, upał zelżał. Leżący na ziemi śnieg sięgał do kolan. Dla niektórych Amerykanów mogło być to pewnym zaskoczeniem, ale w Norwegii nie ma zwyczaju odwoływania zajęć ze względu na opady śniegu, więc w czasie gdy żołnierze marzli w namiotach, dzieci normalnie chodziły do szkoły. Amerykanie odkryli pewien norweski przysmak, w którym od razu się zakochali. Trudno powiedzieć, jak ten wynalazek się nazywał, ale najważniejsze, że była to parówka owinięta boczkiem, więc dla uproszczenia komunikacji zostało to nazwane cukierkiem boga. Oczywiście Amerykanie, wielbiący boczek ponad wszystko, natychmiast się uzależnili od cukierków boga i wszędzie, gdzie tylko się pojawili poszukiwali miejsc, gdzie można je kupić. Jednym z takich punktów była stacja benzynowa naprzeciw szkoły. Bohater tego opowiadania wraz z kilkoma kolegami poprosił o pozwolenie na udanie się po przysmak i wspólnie wyruszyli w - zdawałoby się - prostą drogę. Wracając, prawie dotarli do głównego wejścia do szkoły, kiedy otworzyły się drzwi i wyszło tylko kilkoro dzieci, tak na oko po 6-7 lat. Rozmawiały, śmiały się, wygłupiały, przedrzeźniały żołnierzy ubranych w stroje maskujące, udając dźwięki wystrzałów. Żołnierze odwzajemniali się, również wydając dźwięki strzałów. I w pewnym momencie... Ktoś z grupy żołnierzy wpadł na "świetny" pomysł. Naprędce ulepił śnieżkę i od niechcenia rzucił nią, trafiając dziewczynkę w nogę... I to otworzyło bramy norweskiego piekła dla Amerykanów... Nastąpił nieopisany wrzask, z hukiem otworzyły się drzwi szkoły i wypadła przez nie cała chmara drących się dzieciaków. Wyglądało to jak atak sięgających do pasa zombie, prawdziwa ludzka, niepowstrzymana fala. Śmiały się, skakały, biegały... Tak, w śniegu po kolana (dla dorosłego faceta) biegały jakby były na lekkoatletycznej bieżni, i równocześnie z tym wszystkim odpowiadały ogniem ze śnieżnych kulek szybciej, niż wydawałoby się to możliwe. Stanie po złej stronie gradu śnieżek przypominało trochę jazdę samochodem przez śnieżycę, z otwartym oknem i głową wystawioną na zewnątrz. Tylko trafiające w głowę płatki śniegu były twardymi, z dużą wprawą ubitymi śnieżkami wielkości pięści. Żołnierze nic nie widzieli przez deszcz śnieżek, a w swoich obszernych, niewygodnych strojach nie byli w stanie biegać, ledwo mogli złapać oddech. Żołnierze próbowali odpowiedzieć "ogniem", ale udało im się rzucić może dwie czy trzy byle jak zlepione śnieżki, które nie przeleciały nawet połowy dystansu i rozpadały się w locie. Mundurowi pochodzili z Texasu, a ich jednostka stacjonowała w Północnej Karolinie, czyli nie mieli zbyt dużego doświadczenia w zimowych zmaganiach. Dzieci miały przewagę liczebności, doświadczenia i zaskoczenia. Do tego dla nich to była po prostu świetna zabawa, przy której pękały ze śmiechu. Żołnierze wpadli w panikę, ich miasteczko namiotowe i wsparcie znajdowało się za szkołą, więc byli kompletnie odcięci. Próbowali oskrzydlić napastników, ale maluchy reagowały zbyt szybko. Żołnierze, ślizgając się na śniegu w swoich kombinezonach, przypominali bardziej Teletubisie tańczące moonwalka. Olać taktykę, olać kumpli, olać cukierki boga, liczy się przeżycie! W każdym stadzie jest najwolniejszy osobnik, w ich "biegu" do bezpiecznego obozu był nim nasz bohater. Pozostawiony sam na pastwę rozszalałej dziatwy. Kiedy upadł, próbował jedynie naciągnąć na głowę kaptur i jak najlepiej się osłonić, ale przed tą szarańczą nie było ratunku. W czasie szarpaniny spadł mu but, który natychmiast wylądował w jednym z krzaków. Mimo krzyków i błagań ofiary dzieci były bezlitosne - albo nic nie rozumiały, albo dały się ponieść krwi wikingów płynącej w ich żyłach. Przygwoździły go do gleby, każdą z kończyn zajęło się pięcioro dzieci. Natychmiast zerwały mu rękawice i cisnęły na najbliższe drzewo. A następnie przez nogawki i rękawy zaczęły napełniać jego kombinezon śniegiem. Wrzucił wam ktoś kiedyś kostkę lodu za kołnierz? To wyobraźcie sobie kilka worków lodu pod całym ubraniem. Trudno złapać oddech. Zostawiły go leżącego jak jakaś ofiara wypadku samochodowego z kreskówki. Wstrząsanego dreszczami, jęczącego i krzyczącego z zimna. Karabin do pełna nabity śniegiem i błotem, but gdzieś poza zasięgiem wzroku, rękawice zwisające z gałęzi i oddalające się w podskokach wesołe dzieciaczki...
Nowa Strategia 2014. Jak poinformował serwis Marine Corps Times, około 400 czołgów podstawowych M1A1FEP Abrams, należących do Korpusu Piechoty Morskiej (USMC), w ramach remontów generalnych zostanie poddanych modernizacji. W czwartek, 26 października br. serwis Marine Corps Times poinformował, że Korpus Piechoty Morskiej (United polaco - El diccionario español contiene 1 traducciones de żołnierz amerykańskiej piechoty morskiej , las más populares son: marine . La base de datos de traducciones en contexto de żołnierz amerykańskiej piechoty morskiej contiene al menos 8 frases. żołnierz amerykańskiej piechoty morskiej traducciones żołnierz amerykańskiej piechoty morskiej Añadir marine verb Pięciuset żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej odbyło pielgrzymkę do Lourdes we Francji. Quinientos infantes de la marina americana peregrinaron a Lourdes (Francia). Raíz Coincidencia palabras Pięciuset żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej odbyło pielgrzymkę do Lourdes we Francji. Quinientos infantes de la marina americana peregrinaron a Lourdes (Francia). jw2019 Uciekliśmy wraz z przeszło 1000 innych osób na posterunek obsadzony przez dobrze uzbrojonych żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej. Llegamos, junto con otros más de mil evacuados, a un puesto de control a cargo de marines estadounidenses armados hasta las cejas. jw2019 Zapewne nie przyciągnęły one zbyt wielkiej uwagi mediów, która skupiła się na 10 tysiącach żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej, którzy przybyli na wyspę, lecz wszystko moim zdaniem odbyło się bardzo szybko i sprawnie. Quizá no han tenido el eco mediático que diez mil marines estadounidenses pueden tener a su llegada a la isla, pero todo se ha desarrollado, a mi juicio -y tengo una larga experiencia-, de manera muy rápida y muy eficaz. Europarl8 Kierowca, amerykański żołnierz piechoty morskiej, był tak zaskoczony, że zrobił dokładnie to, co mu kazano, natychmiast. El conductor, un infante de Marina americano, se sorprendió tanto que frenó en seco. Literature Przybywają amerykańscy żołnierze – „doradcy” – dwa bataliony piechoty morskiej. Llegan tropas americanas, «consejeros», dos batallones de marines. Literature Żołnierze, dziś wciągniemy w zasadzkę przeważające liczebnie oddziały wroga, korzystając z ukrycia, zaskoczenia, połączonych pól ostrzału... i naturalnej agresywności amerykańskiej piechoty morskiej. Soldados, hoy ejecutaremos una emboscada a una fuerza hostil superior en número... gracias a estar a cubierto, la sorpresa, campos de fuego interconectados... y la agresividad natural de la Marina de los Estados Unidos. Żołnierze, dziś wciągniemy w zasadzkę przeważające liczebnie oddziały wroga, korzystając z ukrycia, zaskoczenia, połączonych pól ostrzału... i naturalnej agresywności amerykańskiej piechoty morskiej Soldados, hoy ejecutaremos una emboscada a una fuerza hostil superior en número... gracias a estar a cubierto, la sorpresa, campos de fuego interconectados... y la agresividad natural de la Marina de los Estados Unidos opensubtitles2 La lista de las consultas más comunes: 1K, ~2K, ~3K, ~4K, ~5K, ~5-10K, ~10-20K, ~20-50K, ~50-100K, ~100k-200K, ~200-500K, ~1M .